Strona:Kazimierz Laskowski - Żydzi przy pracy.djvu/67

Ta strona została uwierzytelniona.

wej do Marcinowej, tu zagadał, tu wódki dolał, tu należność odebrał. Znał swoich gości z imienia i z nazwiska, więc mu to z łatwością przychodziło, a delikatne przemówienia kończył zwykle:
— No? każecie jeszcze co postawić?
— Niech-by i tak było. Dajcie kwartę okowity — odpowiadał zwykle wdzięczny za pamięć chłopek.
Lejzorów szynk śmiało przyrównać można do... giełdy uczuć ludowych. Cokolwiek zrodziło się w duszy chłopskiej, znajdowało tu ujście. Tu wstępowały weselne drużyny, tu oblewano po raz ostatni wspomnienie nieboszczyka, cieszono się po chrzcinach, tu rozbierano przed osądzeniem różne sprawy in merito, tutaj po sprawie zwaśnione strony przepijały na zgodę lub brały się za czuby przed apelacyą.
Ostatniej ewentualności, jak każdy zresztą człowiek dobrze wychowany a spokojny, nie lubił Lejzor Gang. Wpadał też zwykle między zbyt krewkich gości, wrzeszczał, gadał, czasem jedną ze stron wojujących wyrzucał za drzwi, a gdy i to nie pomogło, wysyłał modrooką Małkę po pomoc zbrojną, po strażnika.
Najczęściej jednak Lejzorowa wymowa i czynna interwencya odnosiła pożądany skutek, wylew wrogich uczuć tonął w półkwaterkach słodkiej lub pieprzówki, pozostawiając po sobie jedyny ślad