Strona:Kazimierz Laskowski - Żydzi przy pracy.djvu/70

Ta strona została uwierzytelniona.

jako towar chodzący, mogło się przedostać po za linię demarkacyjną Uszerowej działalności, aby więc tego uniknąć, zawarł on z ościennymi współwyznawcami konwencyę handlową, w moc której sztuka przezeń zatargowana i oceniona, przez nikogo innego kupioną być nie mogła.
Konwencya ta obowiązywała na wszystkich jarmarkach i targach w miasteczkach i osadach okolicznych.
Jako kompensatę za ten przywilej — Uszer nawzajem nie psuł targu drugim, lub pokrywszy własne zapotrzebowania, ustępował prawo pierwszeństwa bez pretensyi.
Bywało w dzień targowy chodzi Uszer po placu bydlęcym między szeregiem powiązanych za rogi krów, ciołków, pomiędzy szermiężnymi hodowcami. Chodzi i patrzy. Upatrzył wreszcie graniastą krówkę, upasioną na miedzach i wygonach. Podszedł, pomacał na karku, pociągnął za wymię, obejrzał rogi i zęby, poklepał, ruszył pogardliwie ramionami, splunął, wreszcie pyta:
— Gospodarzu, co chcecie za to cielę?
— Jakie cielę? Dyć to krowa po drugiem cielęciu! Ślepiście, czy co? — odpowiada z gniewem właściciel.
— Krowa! krowa! Niech będzie krowa — kiedy tak chcecie... No? siłaż się ceni?
— Z targiem, czy bez targu?