A dwadzieścia cztery?
— Słuchajcie... Dam dwadzieścia bez rubla...
— A toć dawaliście dwadzieścia jeden — woła przygnębiony chłopek.
— Dawałem, alem się rozmyślił. Bydła nagnali, jest w czem wybrać... No bierzecie?
— Niechże już będzie, jak za pierwszym razem... — woła chłopek, wyciągając rękę dla przybicia zgody.
— Równe dwadzieścia dam. Ani grosza więcej. Takie ciele! Nie wiadomo jeszcze, czy się zdarzy.
— A bez cóżby się nie zdarzyło? — pyta zastraszony rytualnym felerem chłopek.
— Widzi mi się, że na flakach niezdrowa — tłómaczy Uszer. — No! nie bałamućcie! bierzecie, jak rzeklem?
Chłopek drapie się w głowę, wreszcie puszcza po pół złotku i przystaje na Uszerową cenę, wymawiając sobie litkup.
Uderzono w ręce na zgodę, przybito; graniasta wędruje do Uszerowej stajni, a chłopek, popijając litkup, opowiada o przebiegu sprzedaży innym siermiężnym dostawcom.
— Zawdy pedam, że pierwszy kupiec najlepszy. A Uszer, dobry żyd, nad niego nikt więcej nie da...
— Wiadoma rzecz — potwierdzają słuchacze.
Strona:Kazimierz Laskowski - Żydzi przy pracy.djvu/74
Ta strona została uwierzytelniona.