jenie potrzeb ludu tanim kosztem. Lubił zresztą wygodzić każdemu, więc kłusownikom, od których następnie nabywał zwierzynę i skórki, donosił za psie pieniądze zagraniczny proch, czasem przyniósł ładne lufki, czasem nawet pistolet lub rewolwer na zamówienie. Główną jednak specyalnością Mordki była dostawa i handel... koralami.
Towar to bardzo podatny, bo przy przenoszeniu bezpieczny, a dający zysk okazały.
Co tydzień prawie urządzał Mordka za legalnym „pasportem“ wyprawę za granicę po korale.
Chodził zwykle piechotą z parasolem, i choć na komorze rewidowali Mordkę skruputalnie, nigdy nic nie znaleźli. A jednak Mordka miał zawsze towaru za kilkadziesiąt rubli. A gdzie go miał? Wtem właśnie cały sekret! cała sztuka.
I zapewne niktby się o tej sztuce nie dowiedział gdyby nie brzydki wypadek z deszczem.
Przyszedł raz Mordka na komorę. Jak zwykle, postawił duży biały, z żaglowego płótna, parasol, w kącie w sieni i idzie do rewizyi. Szukają. Niema nic. Podpisali półpasek, Mordka skłonił się grzecznie, wychodzi, patrzy, niema parasola! Zbladł jak ściana, chciał uciekać, ale nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Na dworze deszcz lał jak z cebra i pewnie Mordka straciwszy parasol, bał się przemoknięcia...
Tak myśleli niektórzy urzędnicy i zaczęli nawet kpić z Mordki.
Strona:Kazimierz Laskowski - Żydzi przy pracy.djvu/84
Ta strona została uwierzytelniona.