cyjnych o regularnym dopływie gotówki nie może być mowy.
Z tej racyi wychodząc, Berek i Ryfka Liebesfeindowie zaprowadzili, prócz sprzedaży za gotówkę i sprzedaż zamienną. Byle dzieciak, co się na pieniądzach nie zna i nigdy bodaj trojaka w ręku nie miał, mógł w sklepie Liebesfeindów za przyniesione jajko dostać kawałek piernika, za dwa cztery — sztuki karmelków Landrina, za pięć — paczkę papirusów razem z pudełkiem siarczanych zapałek.
Ryfka, będąc matką kilkorga bachorków, sama bardzo lubiła dzieci i z wielką łaskawością traktowała nieletnich kundmanów.
Bywało — kilkoletni malec wymknie się rankiem z chałupy i biegnie chyłkiem, skradając się, ku sklepowi. Widzi to Ryfka, uchyla tylne drzwi i puszcza malca do środka. Ryfka wie, że uczucia rodzicielskie nie są dość w ludzie prostym rozwinięte. Mógłby ojciec lub matka dostrzedz, mogliby chłopcu krzywdę jaką wyrządzić. Tkliwe serce Ryfki zapobiega tej ewentualności.
Wpuszczony cichaczem chłopak wyjmuje z zanadrza jajka. Ryfka skwapliwie chowa je do szuflady i pyta:
— Józek, co bierzesz? miodownika? czy karmelki?
— Dajcie lepiej papirusów!
— Idź, głupi, za dwa jajka?
Strona:Kazimierz Laskowski - Żydzi przy pracy.djvu/89
Ta strona została uwierzytelniona.