a tymczasem do sklepu biegnie chłopka z dwoma gęsiami pod pazuchą.
Ryfka wita ją mile, rozkłada towar łokciowy, dobiera się do gustu, na kieckę, na gorset...
Chłopka z przyzwyczajenia radaby się targować, ale na to czasu nie ma.
Spieszcie się! spieszcie! a nuż „wasz“ nadejdzie!
— Kiej krzynę drogo!
— Nie bałamućcie! czy to pieniędźmi płacicie! Uchowaliście gęsi, to wam się słusznie nowy przyodziewek patrzy... Przecie to wasza praca, a nie tego waszego rozbójnika, co ćwiartkami zboże do karczmy wynosi.
— Oj! pewno, że bezkuda wynosi! a mnie, swej kobiecie, to na lichą szmatę żałuje — żali się chłopka.
— A widzicie! — potakuje Ryfka, mierząc ułomnym łokciem żółty barchan w zielone kwiaty.
Tymczasem Berek radzi pod nieobecność żony mężowi.
— Co tam będziecie pytali na „waszą!“ zwyczajnie babskie gadanie! Sprzedajcie mi ćwiartkę zboża, będziecie mieli na swoją potrzebę. Płacę baares Geld!
— A jak się moja dowie?
— Wynieście teraz w worku za stodołę, a wieczorkiem zaniesiecie do mnie.
Strona:Kazimierz Laskowski - Żydzi przy pracy.djvu/91
Ta strona została uwierzytelniona.