Strona:Kazimierz Orłoś - Cudowna melina.djvu/100

Ta strona została uwierzytelniona.

koju. Muszyna siedział przy okrągłym stole — wąchał narcyzy.
Popatrzył na Henryka i powiedział: — Ty, ja już mam dość! Jak Boga kocham.
— Kawy się napijesz? — spytał Henryk. Poszedł do kuchni uspokoić Myszkę.
Kiedy wrócił, Muszyna kiwał się w tył i przód nad stołem. — Co z ciebie za człowiek, Heniu? Czy ty w ogóle masz serce? — spytał.
Henryk milczał niezadowolony. Małgosia zajrzała do pokoju — machnął ręką, żeby wyszła. Muszyna niezdarnie zdejmował marynarkę (powiesił na oparciu krzesła). Na zmiętej koszuli widać było plamy potu.
— Heniek, Heniek, ty tam nic nie masz! — Pchnął pięścią przewodniczącego w pierś.
— Niedługo zamieszkasz w knajpie — powiedział Henryk.
— Ludziom dokuczasz, pożyć nie dajesz. A ja ci mówię: każdy niech żyje, jak chce! Na siłę chcesz uszczęśliwiać?
Turoń milczał. Patrzył przez okno na wieczorne niebo. Widać było ciemną linię świerków za rzeką. Na balkonie suszyły się pieluszki.
— Miedza ci dopiekł, Heniu. Jasne. — Zaśmiał się. — Nie żadna tam idea!
Myszka weszła cicho z dwiema szklankami kawy na małej tacy. Przyniosła cukiernicę i talerzyk z herbatnikami. Spojrzała na gościa przestraszona. Muszyna, w zmiętej koszuli, siedział rozwalony za stołem.
— Wódki w tym domu nie ma?
Myszka zabrała tacę i wyszła.
— Słuchaj, stary — powiedział Turoń (położył dłoń na ręce Muszyny) — jesteś pijany. Zachowuj się przyzwoicie. Za ścianą śpi dziecko.
Gość odsunął szklankę — kawa chlusnęła na białą serwetę. Wstał przewracając krzesło. — Ty tak do