mnie? Tak? — Chwiejąc się zaczął iść w stronę drzwi.
— Zaczekaj, stary! — Turoń podniósł marynarkę z podłogi. W korytarzu narzucił Muszynie na ramiona. Wyszli razem na klatkę.
— Już kamień będzie lepszy — powiedział redaktor. — Poczuje, jak kopnąć, a ty nie!
— Ciszej, ciszej — prosił Henryk. — Tu mieszkają ludzie.
— A ja kto? — krzyknął Muszyna (chwiał się trzymając poręczy). Patrzył chwilę na Turonia, potem zaśpiewał na cały głos: — „Niech nam żyje rezerwa...”
Zeszli na dół i poszli ulicą w stronę miasta. Myszka wyjrzała na balkon. Słyszała coraz dalszy śpiew:
— „Niech nam żyje rezerwa przez wiele długich lat!”
Muszyna zataczał się — byłby upadł, gdyby nie Henryk. Skręcili na ścieżkę między łanami żyta. W zmierzchu nikły ich sylwetki.
Doszli do drewnianego domku przez pola. Lenka była w kuchni, kiedy przewodniczący Turoń — blady, z kroplami potu na czole — zapukał do drzwi. Muszyna, na chwiejnych nogach, stał obok.
— Pani Lenko — powiedział Henryk — na litość boską, niech pani temu człowiekowi przemówi do sumienia!
Lence ramiona zaczęły drżeć. — Ja wiem, ja wiem. Codziennie to samo. I wraca tak późno.
Razem ułożyli pijanego w łóżku. Zdjęli buty, Lenka wyszła, kiedy Turoń ściągnął Muszynie spodnie. Zapach wódki, przepoconej bielizny, nie mytych nóg — wypełniały mały pokój. Muszyna zasnął.
— Biedny człowiek — powiedział Henryk, kiedy wrócił. Długo mył ręce w łazience. Rozmawiał z żoną przez uchylone drzwi.
— Ja nie chcę o tym myśleć — powiedziała Myszka. — Po prostu nie chcę myśleć!
I poszła karmić niemowlę.
Strona:Kazimierz Orłoś - Cudowna melina.djvu/101
Ta strona została uwierzytelniona.