Hippis zamieszkał w namiocie nad rzeką. Chodzili tam do niego chłopcy i dziewczyny ze starszych klas. Przesiadywali do późna. Z mostu widać było mały namiot, a wieczorami płonące ognisko. Nad wodą niósł się śpiew chłopców i pobrzękiwanie gitary.
Hippis był chudy, chodził zawsze boso, nawet do miasta. Sierżant Olszewski zatrzymał go kiedyś — obejrzał dokładnie i chwilę zastanawiał się, co robić. Chłopak był w spłowiałej drelichowej kurtce bez guzików, na jego gołych piersiach widać było duży drewniany krzyż z odłupaną figurą Chrystusa (wisiał na konopnym sznurku). Z włosami opadającymi na kark i rzadką rudą brodą. Ale jezdnię przeszedł prawidłowo — po białych pasach. Olszewski nie miał podstaw, żeby ukarać go mandatem. Pomyślał, potem machnął ręką. Powiedział tylko:
— Umyjcie lepiej nogi.
Hippis miał rzeczywiście bardzo brudne nogi, mimo że mieszkał nad rzeką i musiał brodzić przy brzegu. W dzień najczęściej spał. Wieczorami wypełzał z namiotu, przeciągał się, jadł coś (dziewczyny przynosiły mu na zmianę obiady w blaszankach), potem siedząc oparty o starą skrzynkę, wyrzuconą na brzeg, grał na gitarze. Młodzi wysiadywali przy nim godzinami, choć hippis mówił mało, a kiedy odezwał się, to opryskliwie. Zwłaszcza Reniek często teraz chodził nad rzekę. Leżąc na brzuchu, na trawie, w której znaleźć można było kawałki szkła i kał gęsi, słuchał, jak długowłosy gra i śpiewa trochę schrypniętym głosem. Śpiewał najczęściej cygańskie smutne pieśni. Do późna widać było z mostu jego namiot oświetlony ogniskiem, pas wikliny tuż nad rzeką i dalej błyski światła na wodzie.
Ktoś prezesowi powiedział o długowłosym — najpewniej któryś z tych wzorowych uczniów, donosicieli. Zresztą w mieście coraz głośniej było — ludzie mówili, że koło mostu zamieszkał wariat. Wieczorami szli na
Strona:Kazimierz Orłoś - Cudowna melina.djvu/117
Ta strona została uwierzytelniona.