Strona:Kazimierz Orłoś - Cudowna melina.djvu/125

Ta strona została uwierzytelniona.

lizacyjnej — tłumaczył architekt. — Jak tylko załatwimy formalności, zaczniemy budować!
W ostatnich miesiącach Targowski przestał wierzyć w powodzenie sprawy i zaczął myśleć o nowej lokalizacji. Groszek nie wiedział jeszcze o tym.
— Zaczęło się wszystko od Domaradzkiej — mówił — siostry architekta. Ten Domaradzki jest referentem w POM-ie. Mieszkanie załatwił mu szwagier, przy rynku. W sierpniu, przed dwoma laty, teść Domaradzkiej zmarł. Na drugi dzień kobieta przyszła do mnie. Chciała trumnę na piątek, a w czwartek przyszła. Powiedziałem jej uczciwie: „Pani Domaradzka, nie zrobię w żadnym wypadku!” Akurat miałem pilną robotę — ławki do szkoły kończyłem. Zbliżał się nowy rok. A ona zaraz z krzykiem do mnie, że niby taki nieużyty jestem. I pojechali do Miłkowic. Niejaki Baran ma tam warsztat.
Stach Groszek zaśmiał się: — Ładną im trumnę wyszykował. Nie mogli to poczekać dzień?
Groszek pomilczał chwilę. — I tak, panie redaktorze, doszliśmy do sedna. To Domaradzka kazała bratu wychodek zbudować tutaj! Groszkowi na złość. — Ręce staremu zaczęły się trząść, głos się załamał.
Groszkowa pogłaskała go po dłoniach. — Nie denerwuj się, Jańciu, nie denerwuj! Przecież już morelowe drzewka w tym miejscu posadziłeś. Da Pan Bóg, nie postawią!
Stach śmiał się jeszcze: — Akurat Pana Boga będą pytać. Postawią i tyle!
Muszyna obiecał, że porozmawia z architektem. Zaraz potem zaczął podnosić się, dziękował za obiad. Starzy chcieli go zatrzymać, ale wymówił się spotkaniem (Flacha czekał w „Obywatelskiej”). Kiedy podawał rękę Piotrusiowi, spytał o bandaż. Groszkowa załamała ręce.