Strona:Kazimierz Orłoś - Cudowna melina.djvu/126

Ta strona została uwierzytelniona.

— Opowiedz, Piotrusiu, redaktorowi — powiedziała. — Jak na spowiedzi księdzu!
Piotrusia uderzył Szeląg tego dnia, kiedy aresztowano starego. Poprzedniego wieczoru chłopiec krzyknął za nauczycielem „prezes Lola!” Było ciemno, szli z Reńkiem daleko za Szelągiem — był pewien, że ich nie widział. Ale Szeląg musiał zapamiętać głos młodego Groszka i podczas dużej przerwy, następnego dnia, odwołał go na bok. Soczewiński z ich klasy opowiadał akurat, jak sprzedał WFM-kę.
— Taki stary grat, ale wmówiłem facetowi, że jest dobry. Wyczyściłem błotniki, błyszczały ładnie i gość uwierzył. Nawet nie wiem, czy do domu na niej dojechał! A ja z trzema patykami zostałem, tak?
Chłopcy śmieli się. Szeląg podszedł do Piotrusia, położył rękę na jego ramieniu.
— Groszek, pozwól no! — powiedział.
Było już po dzwonku — boisko opustoszało. Tylko Reniek stał kilka kroków obok i widział wszystko. Szeląg bez żadnego wstępu powiedział:
— Słuchaj, Groszek, jak jeszcze raz zawołasz, tak jak wczoraj, to pogadamy inaczej! — Poczerwieniał nagle (Reniek widział, jak zacisnął ręce) i dodał: — Na razie tyle! — I pięścią uderzył Piotrusia w twarz.
Reniek usłyszał to uderzenie — takie głośne klaśnięcie. Piotruś zaczął płakać. Szeląg, czerwony, krzyknął:
— Do klasy, do klasy!
Przez całą lekcję Piotruś trzymał się za ucho — skarżył się, że źle słyszy. Reniek śmiał się, kiedy wracali:
— Ale ci prezes przywalił! Dobrze, że tylko raz!
W domu ucho nie przestało boleć, Piotruś opowiedział o zdarzeniu rodzicom (opuścił tylko to, że krzyczał „prezes Lola!”, nikt jednak nie miał głowy tego