Strona:Kazimierz Orłoś - Cudowna melina.djvu/128

Ta strona została uwierzytelniona.

Otworzyła Muszynie drzwi i cofnęła się szybko. Była w halce, przez którą przeświecał różowy stanik.
Muszyna pił z Jasiem Flachą od czwartej. Zatoczył się w korytarzu, potrącił rower. Wszedł za Lenką do kuchni. Dziewczyna przestraszyła się.
— Czego pan chce?
Muszyna w rozpiętym płaszczu, z przewieszonym przez ramię aparatem lustrzanką, stał pośrodku izby i chwiał się w przód i tył. Zaczął zbliżać się do Lenki, a ona, w tej halce, zasłaniając piersi mokrymi rękami, cofała się w stronę okna.
— Pani Lenko — powiedział (głos miał zmieniony). — Pani Lenko.
Dziewczyna oparła się o parapet. Ramiona zaczęły jej drżeć. Muszyna stanął blisko, objął mocno i pocałował. Poczuła zapach wódki. Zaczął ją popychać w stronę kozetki. Lenka opierała się, strącili z parapetu doniczkę z pelargonią. Ziemia zachrzęściła pod nogami. Muszyna sapał, aparat lustrzanka zsunął mu się z ramienia i stuknął o podłogę.
— Proszę mnie puścić! — powtarzała Lenka. — Panie redaktorze!
Upadli na kozetkę. Muszyna usiłował odpiąć Lence stanik. Porwał ramiączka halki. Wtedy zaczęła płakać. Ustąpiła nagle, tylko drżały jej ramiona i łzy ciekły przez palce. Ścierała je rękami czerwonymi od zimnej wody. Muszyna odpiął stanik i zaczął całować drobne piersi dziewczyny. Ślinił się, jego palce były ciepłe.
Później, dysząc leżał na kozetce. Zamknął oczy. Drobne krople potu wystąpiły na czole. Lenka jeszcze płakała. Odsunęła się od Muszyny, poprawiła spódnicę i zapięła stanik. Płacząc zaczęła zbierać łupiny doniczki z podłogi.
Muszyna po kilku minutach podniósł się z kozetki, zapiął spodnie, powiedział coś, czego Lenka nie zrozu-