nie. — I Kwasiborski pociągnął inżyniera do środka.
Stali chwilę w progu. Patrzyli na półki pełne butelek. Wódka połyskiwała za szkłem. Pani Wanda spojrzała zdziwiona — inżynier mrugnął do niej. Kiedy wyszli, stanął przy tylnych drzwiach samochodu. Nie był pewien, czy nauczyciel widział wódkę, czy nie.
— Czasem ten kieliszek trzeba wypić, dyrektorze. Nie zaszkodzi na pewno.
Kwasiborski popatrzył na niego i nie powiedział nic. Odszedł wąską uliczką bez pożegnania. Architekt Targowski — młody przystojny mężczyzna — patrzył za nim chwilę. Kwasiborski szedł z głową opuszczoną, dużymi krokami, patrzył pod nogi. Inżynier uśmiechnął się, otworzył drzwi kremowego BMW, wsiadł, uruchomił silnik i odjechał.
W sklepie monopolowym pani Wanda poprawiła włosy stojąc naprzeciw oszklonych drzwi. Motyl cytrynek (wleciał przed chwilą z ulicy) bezgłośnie poruszał skrzydłami na wielkiej szybie.
Już po dzwonku Reniek wyszedł z klozetu i skierował się w stronę klasy. Dyrektor Kwasiborski zatrzymał go na korytarzu. Reniek wyjął jedną rękę z kieszeni. Stał przed dyrektorem trochę schylony, o głowę od staruszka wyższy, z włosami na karku, w połatanych dżinsach i w tych swoich wielkich butach numer dwanaście. Kwasiborski krzyczał:
— Demoralizujesz kolegów, włóczysz się, wagarujesz, spojrzyj do lustra, jak ty wyglądasz! To ma być przyzwoity uczeń?
— Panie dyrektorze... — zaczął Reniek.
Kwasiborski nie dał mu skończyć. — Gdzie byłeś wczoraj? Masz usprawiedliwienie? Rodzice wiedzą?
— Panie dyrektorze...
Strona:Kazimierz Orłoś - Cudowna melina.djvu/132
Ta strona została uwierzytelniona.