Strona:Kazimierz Orłoś - Cudowna melina.djvu/138

Ta strona została uwierzytelniona.



XIII. BRACIA MONOPOLANIE

Od szóstej czekał na Flachę w „Obywatelskiej”. Rybaczyński przyszedł z podbitym okiem. Skóra była sina, białko zaczerwienione. Muszyna spytał, co się stało, ale Flacha nie chciał mówić. Machnął tylko ręką.
— Uderzyłem się.
Sąsiedzi Rybaczyńskich słyszeli awanturę o drugiej. Rano żona wysłała Jasia z dzieckiem do parku. Miał wrócić przed dwunastą. Rybaczyński zagadał się przed budką z piwem (szedł okrężną drogą), musiał nieźle popić — może wstąpił do „Obywatelskiej”? Do parku doszedł pijany, zasnął na ławce, a kiedy zbudził się, było kwadrans po drugiej. Wziął wózek i wrócił do domu. Dopiero na miejscu okazało się, że wózek jest inny, a dziecko cudze. Rybaczyńska przestraszyła się, podbiła Jasiowi oko (słychać było jej krzyk na ulicy), potem pobiegła do parku. Popychała przed sobą ten inny wózek. Dziewczyna — opiekunka obcego dziecka — chodziła zapłakana po ścieżkach. Odeszła na chwilę do koleżanek (wózek zostawiła przy ławce, na której spał Rybaczyński). Kiedy wróciła, dziecka nie było.
— Co ja przeżyłam, co ja przeżyłam! — mówiła połykając łzy. — Z nóg mnie ścięło, proszę pani!
Było to dziecko lekarza Lisowskiego. Nie obudziło się nawet, tylko ta dziewczyna spłakała się porządnie. Synek Flachy spał w wózku koło pustej ławki.
— Ty łobuzie! — krzyczała Rybaczyńska do męża. — Własnego dziecka nie potrafisz rozpoznać?