Strona:Kazimierz Orłoś - Cudowna melina.djvu/146

Ta strona została uwierzytelniona.

mi. — Wszystko na mojej głowie. Wie pani, ile trzeba przygotować. Posiedzą na pewno do późna. Nie codziennie dają te krzyże.
— I nie każdemu, nie każdemu! — przymilała się Gniazdowskiej Lisowska.
Siedzieli rzeczywiście długo: architekt powiatowy Targowski, Miedza z Helenką, inżynier Szafranek z żoną (tęga kobieta z wysoko upiętą fryzurą — białe włosy błyszczały od lakieru). Tylko prezes Szeląg był bez Loli.
— Żona przeprasza, źle się poczuła — powiedział.
Gniazdowska i Szafrankowa wymieniły porozumiewawcze spojrzenia. Później przyszedł Leluchowicz z Renatą. Śmiech Renaty (zwłaszcza kiedy Szafranek zaczął opowiadać kawały) słychać było przez otwarte okna. Krzywy Stefan zasypiając w szałasie z gałęzi słyszał, jak śpiewali: „Sto lat”, „Kasiu, Kasiu, Kasiuleńko”, „Szła dziewczyna przez gaj dębowy” i „Głęboką studzienkę”.
Siedzieli przy okrągłym stole, w jadalnym. Willa Gniazdowskich należy do najlepiej urządzonych domów w mieście. Sedes w łazience ma miękką deskę, kafelki z Cepelii. Pokoje wyłożone tapetami w dyskretne wzory. W posadzce można się przejrzeć jak w lustrze. No i antyki, antyki! Doktor zawsze coś przywozi z podróży służbowych. A to krzesełko Ludwik XV, a to komódkę, a to świecznik w stylu Księstwa Warszawskiego. Lubi zwłaszcza figurki z saskiej porcelany — cała kolekcja stoi na antycznym kredensie. I teraz światło wielkiej lampy z żółtym abażurem ozdobionym frędzlami padało na galerię małych postaci: tancerek, pastuszków z fujarkami, nimf i innych bożków.
— Po co ci, Józek, tyle tego? — dziwił się Miedza, kiedy oglądał figurki. Tylko Helenka zazdrościła Gniazdowskiej.
— Widzisz, widzisz, on przynajmniej zna się na