Strona:Kazimierz Orłoś - Cudowna melina.djvu/15

Ta strona została uwierzytelniona.

li 56. Wszystkie jednak interwencje w jego sprawie skutecznie odpierano kilkoma fragmentami protokołu.
— I co, panie łaskawy? Powiesz pan, że jest sprawiedliwość na świecie? — spytał Muszynę, kiedy opowiedział wszystko.
Muszyna milczał. Przed chwilą zamówił kotlet schabowy i piwo. Kelner Ludwiś zatrzymał się w końcu koło nich i w milczeniu, stawiając na tacy brudne talerze i puste butelki oraz strzepując na podłogę niedopałki, wysłuchał zamówień.
— Ludwiś, kochany — powiedział Franek — jedno piwko dla mnie, bardzo proszę.
— Kto to jest ten Miedza? — spytał Muszyna.
Słomkiewicz odsunął się z krzesłem od stołu. — Kochany panie, skąd pan jesteś?
Muszyna wzruszył ramionami. — Nietutejszy, jasne.
Przy sąsiednim stoliku siedziało dwóch milicjantów i cywil w ciemnych okularach (młody, szczupły mężczyzna w szarym garniturze). Milicjanci nie zdjęli czapek. Później usiadł przy nich drugi cywil — tęgi, czerwony na twarzy mężczyzna. On jeden był pijany — cywil w okularach i milicjanci pili oranżadę. Mówili do tęgiego „kierowniku”. Był to pracownik prezydium — Rybaczyński, zwany Jasiem Flachą.
— Kierowniku — powiedział jeden z milicjantów — trzeba pójść do domu i przespać się.
Franek, kiedy opowiadał o wypadku, często zwracał się w ich stronę, jakby chciał, żeby milicjanci słyszeli. Teraz przechylił się i chwycił tęgiego za rękaw.
— Panie Jasiu, pozwól pan do nas na chwilę.
Tęgi zamrugał powiekami. Był bardzo pijany — wstając wywrócił krzesło. — Ja bardzo przepraszam — powiedział do milicjantów.
Franek pomógł mu podnieść krzesło. — Siadaj pan, panie Jasiu, i opowiedz temu gościowi o mnie. Tylko tak szczerze, jak bratu.