Strona:Kazimierz Orłoś - Cudowna melina.djvu/151

Ta strona została uwierzytelniona.

Szafranek. — Kiedy komisja odbierała, wszystko było w porządku!
Później zasiedli do stołów. Lenka pomagała Wilczyńskiej — znały się jeszcze ze szkoły, razem zdawały maturę. Dzieci zatańczyły na tarasie oberka i polkę. Wilczyńska grała na pianinie w sali obok. Miedza, podochocony — wypił kilka kieliszków wina — wstał i sapiąc wszedł po schodkach na taras. Goście patrzyli zaskoczeni.
— Kierowniczko, kujawiaka prosimy! — zawołał. Chwycił dwie dziewczynki za ręce.
Przy stołach zaczęto klaskać.
— Brawo nasz gospodarz! — zawołał Szafranek. — Oberka, oberka!
Dziewczynki, trochę zażenowane, tańczyły z powagą. W tańcu brały się pod boki, obracały w miejscu — Miedza, uśmiechnięty, w rozpiętej marynarce, wypinając brzuch, naśladował małe.
Szafrankowa pochyliła się w stronę Helenki: — O wnuczkach trzeba pomyśleć, pani sekretarzowo. O wnuczkach!
Helenka nie dosłyszała albo udała, że nie słyszy.

Muszyna zawrócił w stronę miasta. Kiedy był niedaleko parku, usłyszał strzały i krzyk kawek. Stado czarnych ptaków krążyło nad drzewami. To Szeląg z gromadą chłopców ze starszych klas urządzał polowanie. Szeląg, w wysokich butach, w kurtce koloru khaki przepasanej myśliwskim pasem z ładownicami, chodził wolno, z zadartą głową. Mierzył starannie. Po każdym strzale kawki podrywały się z krzykiem. Potem opadały znów — niektóre próbowały siadać na gniazdach. Trafione spadały trzepocąc skrzydłami, czasem kołując jak wielkie liście. Chłopcy wyłapywali ranne. Kilku zajętych było strącaniem gniazd. Wysoki chłopak z