— Proszę, proszę, niech pan wejdzie. Mąż na pewno będzie rad.
Turoń w swoim pokoiku pisał przy biurku.
— Co tam, stary? Siadaj. Dlaczego nie byłeś w przedszkolu? Nie dostałeś zaproszenia?
Muszyna opowiedział o polowaniu na gawrony i kawki. Turoń zdenerwował się bardzo.
— Łajdak. On tu wszystkie psy dzieciom powystrzelał. Nawet mojej małej zastrzelił takiego przybłędę, Żuczka. Obcina potem uszy, kotom ogony... Obłęd! Obłęd! — Podparł głowę rękami. Siedział tak chwilę.
Muszyna przypomniał sobie opowiadanie Rybaczyńskiego o czosnku — powtórzył Henrykowi. Turoń wstał. Położył ręce na ramionach gościa.
— Stary, to niesłychana historia. Tam słonina i wódka, a tu czosnek? — Zaczął chodzić po pokoju. — Czekaj, to bardzo cenna informacja!
I nagle podskoczył jak chłopak. Ręką dotknął sufitu.
— Andrzej, wygraliśmy, rozumiesz? Mamy ich w garści! To za poważna sprawa, żeby można było... Tak!
Muszyna patrzył na niego zaskoczony. — No, dobrze, a jeśli Flacha żartował?
— Nie, nie, nie! — mówił Henryk. — Kiedyś proponowali pieniążki, pamiętasz? Teraz wiadomo jakie. Zresztą sprawdzimy. Wystarczą dwa telefony. Ile kontraktują i jaka jest powierzchnia ogródków? — Chodził od okna do drzwi, zacierał ręce. Za ścianą Małgosia grała gamy.
Muszyna odezwał się po chwili: — Heniu, czy warto? Kto cię za to pobłogosławi? Nikt. Jeszcze ci zmyją głowę. Wiesz sam, jak jest.
Przewodniczący zatrzymał się przed nim. — Dziękuję, Andrzej — powiedział. Wyciągnął rękę.
Muszyna wstał, poprawił marynarkę. — Oj, Heniu, Heniu. Czy ty kiedyś zmądrzejesz? — Pokiwał głową.
Dłoń Turonia była sucha, uścisk mocny.
Strona:Kazimierz Orłoś - Cudowna melina.djvu/154
Ta strona została uwierzytelniona.