Strona:Kazimierz Orłoś - Cudowna melina.djvu/158

Ta strona została uwierzytelniona.

Na obrazie (ten szczegół dobrze zapamiętał) staruszek siedział na ziemi i patrzył, zadzierając głowę, na przelatujące ptaki. Obok stał chłopiec w sukmanie, także z zadartą głową. Na kopii Leluchowicza było odwrotnie — chłopiec siedział, a staruszek stał. Byli przy tym ubrani po miejsku, w spodnie i marynarki.
Nie tak, nie tak — westchnął sekretarz. — I ptaki jak gęsi!
Obok obrazu leżał dalekopis: przyjeżdżali towarzysze z województwa na kilka dni. Na czele z Kmitą — Kotuli na liście nie było. Na dodatek Miedzę bolał ząb. Ćmił już od wczoraj, Helenka na noc dawała weramon — nie pomógł widać. Z bolącym zębem podszedł do okna. Wiatr przywiał zapachy z parku za ulicą i sekretarz skrzywił się. Zadzwonił do Turonia.
— Towarzyszu Turoń, zbliża się termin zebrania rady. Mieliśmy uzgodnić stanowisko, co do kilku spraw. Kiedy przyjdziecie? Ja...
— Zaraz przyjdziemy — powiedział Turoń.
— Sami, sami!
— Redaktor Muszyna chce was zobaczyć! — I przewodniczący odłożył słuchawkę.

Przed trzecią Stasia maszynistka zadzwoniła do Lenki:
— Madziu, będziesz wieczorem w domu?
Lenka o wpół do siódmej miała iść z Muszyną do kina (wyświetlano francuski film).
— Coś pilnego?
— Bardzo — powiedziała maszynistka i dodała prędko: — Przez telefon nie mogę.
Umówiły się na piątą. Lenka czekała w ogrodzie. Na małym stoliku ustawiła szklane miseczki z pierwszymi truskawkami. Cukier puder w fajansowej cukiernicy i śmietanka w dzbanuszku stały obok. Stasia