szę zanotować: „Wyrażono zgodę na udział staruszka Wesołowskiego w obchodach”.
Niżej Lenka napisała dużymi literami: „Na tym zebranie zakończono”. I postawiła wykrzyknik.
Radni zaczęli podnosić się z krzeseł. Do Muszyny podszedł sekretarz Miedza (po drodze zapinał żółtą teczkę).
— Serdecznie witam towarzysza redaktora! Kiedy wpadniecie do komitetu? Zawsze dla was będę miał czas, pamiętajcie! — Wyciągnął dużą rękę.
— Jeszcze go drzwiami będziecie wyrzucać, a on wejdzie oknem! — zażartował Turoń.
Miedza śmiał się: — Porywam wam redaktora, a wy nic? — I do Muszyny: — Może jutro wpadniecie?
Umówili się na dziesiątą. Redaktor zapisał godzinę w notesie. Rozmawiali jeszcze chwilę stojąc nad zielonym suknem. Zebrani powoli opuszczali salę.
— Józek! — zawołał sekretarz do dyrektora Gniazdowskiego. — Zaczekaj! — Pożegnał się i wyszedł. Słychać było na korytarzu tubalny głos i śmiech.
Turoń uderzył Muszynę po ramieniu. — No co? Rekin połknął haczyk!
Roześmieli się głośno, aż Lenka (ona jedna została w pustej sali) zdziwiona uniosła głowę. „Piesi, przechodźcie jezdnię po białych pasach!” — zahuczał na placu radiowóz.
Strona:Kazimierz Orłoś - Cudowna melina.djvu/29
Ta strona została uwierzytelniona.