Strona:Kazimierz Orłoś - Cudowna melina.djvu/32

Ta strona została uwierzytelniona.

Turoń podziękował. — Niech pani namówi męża, żeby skończył trybunę. Święto nam chce popsuć, taki uparty!
Stary zdenerwował się nagle. — Jak Groszka chcą uderzyć, to nie patrzą wtedy na nic i nie pytają. Czyj to pomysł, żeby tu, na tej ziemi — wstał i tupnął nogą — budować publiczny wychodek? Ich, ich! — pokazał Turonia palcem. — A potem jak trwoga, to do Boga! Buduj, Groszek, trybunę! Z czego, z czego, pytam? Z powietrza?
— Cicho, cicho! — mówiła Groszkowa. — Nie denerwuj się, Jańciu. Pan przewodniczący to dobry człowiek.
— Wszyscy oni dobrzy. Dla siebie.
— Pan wie, panie Janie, że tego projektu z szaletem nie popieram — powiedział Turoń. — Jak mnie wyrzucą z powodu trybuny, to już na pewno szalet wybudują. Kto będzie Groszka bronił? — Zaśmiał się.
Stary sapał ze zdenerwowania. Odsunął na bok talerz. Zupa chlusnęła na stół.
— Dziwak, ale dobry człowiek — mówił Turoń, kiedy wracali. — Naraził się architekturze i teraz go niszczą. Miedza kazał postawić publiczny szalet w mieście. Słusznie, na pewno jest potrzebny. Architekci zaczęli się zastanawiać, gdzie szalet postawić, i ktoś im podsunął pomysł, żeby na działce Groszka. Niedaleko rynku, wystarczy wyciąć kilka drzewek. Stary zaczął protestować. Pisał odwołania, skargi. Jeździł do architekta wojewódzkiego, sprowadzał komisje. Kolejno zapadały decyzje na „tak” i na „nie”. Ostatnia nie wiem jaka, pewno na „tak”, bo Groszek zły. A wszystko dlatego, że komuś nie dał łapówki albo nie postawił pół litra, albo powiedział głośno, co myśli...
Doszli do rynku, Turoń spieszył się do domu. — Cześć, stary. Pamiętaj, co masz jutro mówić.