Strona:Kazimierz Orłoś - Cudowna melina.djvu/40

Ta strona została uwierzytelniona.



III. ŚWIĘTY JÓZEF NA SZPILCE

Sekretarz Miedza siedział w gabinecie na pierwszym piętrze. Budynek komitetu stoi naprzeciw parku — okna były uchylone, ciepły powiew unosił muślinową firankę. Miedza powiesił marynarkę na oparciu fotela, siedział w rozpiętej koszuli z podwiniętymi rękawami.
Na ulicy, pod oknami, stała służbowa warszawa, w której drzemał kierowca Józik. Wystarczyło wychylić się przez okno i zawołać:
— Józik, chodź no tutaj!
Kierowca nie spiesząc się wysiadał z wozu i szedł na górę po schodach wyłożonych czerwonym chodnikiem. Zwykle w ciągu dnia Miedza kilkakrotnie wzywał go w ten sposób. Potem wydawał różne polecenia:
— Pojedziesz po papierosy. — Albo: — Skocz, Józik, do domu. Żona czeka. — Józik woził sekretarzową na targ i do sklepów.
W lecie jeździli na ryby. Najczęściej jednak spędzał dzień w służbowym samochodzie. Czytał książeczki z serii z żółtym tygrysem lub słuchał radia. Może dlatego rozleniwił się ostatnio i zaniedbał? Golił się co drugi dzień, nie oddawał żonie koszul do prania i przez okrągły rok chodził w tych samych, wypchanych na kolanach, spodniach. Miedza, wrażliwy na zapachy, uchylał podczas jazdy szybę.
Dzisiaj od ósmej (zbliżała się już dziesiąta) Józik siedział w warszawie. Sekretarz zamówił telefon do województwa i czekał na rozmowę. Nie lubił nie zapowiedzianych odwiedzin — dlatego co pewien czas