Strona:Kazimierz Orłoś - Cudowna melina.djvu/44

Ta strona została uwierzytelniona.

— Podobno przychodzili kilkakrotnie. Niestety, tak się składało, że nigdy nie mieliście czasu.
Studwudziestobasowy akordeon Weltmeister wartości czternastu tysięcy złotych, był własnością Domu Kultury. Miedza, po lipcowej akademii, poprosił Myszkę o wypożyczenie harmonii. Nauczył się grać jeszcze podczas wojny, w czterdziestym piątym roku. Znał kilka żołnierskich piosenek. Spodobała mu się gra harmonisty. Zabrał akordeon do rybaczówki. Później, w czasie libacji nad jeziorem, instrument zaginął. Sam Miedza nie wiedział dobrze, co się stało: mógł wypaść z łodzi do wody lub zostać na brzegu (pływając motorówką często przybijali do różnych miejsc). Minęło pół roku i ci z Kółka Muzycznego zaczęli prosić o zwrot akordeonu. Zwłaszcza niepokoił się harmonista Domaradzki, uczeń ogniska muzycznego (pracował jako referent w POM-ie). Sytuacja była nieprzyjemna także dla Myszki, która osobiście wypożyczyła harmonię.
Miedza powiedział trochę opryskliwie: — Dobrze, dobrze, towarzyszu. Nie mówmy o drobiazgach. Przyślijcie muzykantów do mnie. No co tam, redaktorze? Jak wam się u nas podoba?
Muszyna cały czas pisał coś w notesie. Powiedział przerzucając kartki: — Towarzyszu sekretarzu, mam kilka pytań. Czy można od razu przystąpić?
Miedza śmiał się. — O, widzę, że towarzysz redaktor nie próżnuje. Proszę, proszę, pytajcie.
— Kto to jest Franek Słomkiewicz?
Miedza przestał się uśmiechać. Chwilę trwało milczenie — wyraźnie słychać było głosy z ulicy („Piesi, pamiętajcie o białych pasach!” — zahuczał radiowóz). Muślinowa firanka uniosła się lekko i opadła.
— Rozmawialiście z nim? — spytał sekretarz. I nie czekając na odpowiedź zaczął mówić: — Ten łobuz wygaduje niestworzone rzeczy! Był pijany, zatoczył