Muszyna (zacinając się): — Pierwsze pytanie: dlaczego nie przyjęliście wszystkich pacjentów? Tu jest człowiek — rozejrzał się, ale robotnika już nie było — ze złamaną ręką. Kto mu udzieli pomocy?
Gniazdowski (ostro): — Znacie godziny przyjęć?
Muszyna (znów zacinając się): — Pytanie drugie: dlaczego inni lekarze nie przyjmują? Pan jest chirurgiem, a tu widzę i do internisty, i do dermatologa pacjenci...
Chirurg jakby nie dosłyszał. Mówił: — Tylko ja, mój panie, decyduję, kogo przyjąć i w jakiej kolejności. Znam się na tym lepiej niż dziennikarze. — Popatrzył na ludzi.
Muszyna był zdenerwowany. W dodatku długopis przestał pisać.
— Czy to prawda, że przyjmujecie najpierw tych, którzy przychodzą prywatnie?
Gniazdowski cofnął się o krok. — Panie, panie! Dość tego! Będziemy rozmawiać, jak zobaczę legitymację! — Teczką odsunął redaktora na bok i ruszył w stronę schodów. Ludzie usuwali się przed nim.
— Cały czerwony, krzyczał — opowiadała Czesia maszynistce Stasi. — Pewno: mało to ma na głowie? A taki jeszcze przyjdzie i zdenerwuje!
Stasia potakiwała.
Redaktor zamknął notes. Rozejrzał się, zakaszlał — nikt z pacjentów nie odezwał się. Dopiero jak szedł do drzwi, kobieta z dzieckiem powiedziała:
— Kto to widział, żeby tak niegrzecznie do pana doktora mówić? To najlepszy lekarz w powiecie.
Niemowlę obsypane krostami znów zapłakało. Kiedy Muszyna był na schodach, usłyszał, jak kobieta zaczęła swoje:
— Nie płacz, Karolciu, nie płacz!
O tym, że doktor zaraz nadejdzie, już nie mówiła.
Strona:Kazimierz Orłoś - Cudowna melina.djvu/58
Ta strona została uwierzytelniona.