Strona:Kazimierz Orłoś - Cudowna melina.djvu/62

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dobrze! Dobrze! — krzyczał trochę ochryple siwy.
Muszyna trącił Słomkiewicza (z laską i kuflem piwa stanął przy nim). — Kto to? — spytał.
— Ten gość? Magister Leluchowicz. Plastyk.
— Magister? — zdziwił się Muszyna.
Franek poruszył ręką i trochę piwa z kufla chlusnęło na chodnik.
— Jaki on tam magister!

O szóstej w Powiatowym Domu Kultury odbyła się akademia, na którą Muszyna dostał zaproszenie od Lenki. Była to kolorowa kartka z wydrukowanym napisem: „Komitet obchodu święta Pierwszego Maja ma zaszczyt prosić Ob. (tu charakterem Lenki wpisane było imię i nazwisko Muszyny) na uroczystą akademię, która odbędzie się w dniu trzydziestego kwietnia o godzinie osiemnastej w PDK”. Muszyna spytał: „Co to jest PDK?”, a Lenka, udając oburzenie, odpowiedzia: „No, wie pan! Jak można nie wiedzieć? Powiatowy Dom Kultury”.
Miejsce było dobre — w pierwszym rzędzie, obok Miedzy i Turonia. Sekretarz wołał z daleka:
— Towarzyszu redaktorze, prosimy. Tu jest dla was krzesło!
Kilka minut po osiemnastej rozpoczęła się część oficjalna. Nauczyciel WF Szeląg, jako przewodniczący akademii, poprosił o zajęcie miejsc za stołem prezydialnym: Miedzę, Turonia, przewodniczącą Koła Ligi Kobiet (Helenka w granatowej sukni, z fryzurą, którą Jankowski osobiście układał, weszła na podium rozsiewając naokoło zapach perfum „Być może”), majora Popielaka i dyrektora Szafranka. Muszyna został sam, w pierwszym rzędzie, między pustymi krzesłami.
Zapamiętał tylko fragmenty długiego referatu.