Strona:Kazimierz Orłoś - Cudowna melina.djvu/79

Ta strona została uwierzytelniona.

— Co mi z matury, mamo — mówiła. — Na studia i tak nie pójdę.
Dostała pracę w kawiarni „Magnolia” i pracowała tam od trzech lat. Była duża, rosła, miała ciemne oczy i śmiała się głośno. Jej włosy pachniały lakierem. Kiedy całowali się, prosiła, żeby chłopak uważał na fryzurę.
Pierwszy raz oddała się Reńkowi tutaj, między starymi nagrobkami żydowskiego cmentarza. Było jeszcze chłodno — leżeli na rozłożonym płaszczu Baśki. Bała się, że ktoś przyjdzie, unosiła co chwilę głowę. Reniek zapamiętał zapach jej potu, ciepły oddech, ślady krwi na podszewce płaszcza. Dziewczyna zapłakała wtedy — przestraszyła się, że płaszcza nie da się odczyścić.
Teraz zwykle czekali na pierwszą gwiazdę — później szybko zapadał mrok. Za polami widzieli światła w oknach miasta, słychać było szum wiatru w topolach na skraju cmentarza.
— Wiesz — powiedziała — mamy jutro jechać z twoim ojcem do rybaczówki. Na taki obiad na trawie.
Reniek zaniepokoił się: — Kto?
— No, ja i Zośka. A z twoim ojcem, nie wiem, kto będzie.
— Nie jedź, Basiu — powiedział chłopak. — Po co?
— Kierownik kazał. Twój ojciec dzwonił podobno. Są potrzebne dwie kelnerki.
— Żeby was obmacywać! — Reniek popatrzył na niebo, ale nie było jeszcze pierwszej gwiazdy.
— Nie bój się, Reniu. — Dziewczyna przysunęła się bliżej. — Ja im pokażę, jak który zacznie!
Siedzieli przytuleni czekając na pierwszą gwiazdę. Było zupełnie ciemno, kiedy wracali ścieżką przez pola.

Rybaczówkę wybudowano według projektu architekta powiatowego Targowskiego w miejscu, które wy-