Wieprzek był nieduży, czarny — wyszedł z łubinu i chrząkając zaczął ryć w redlinie oddzielającej łąkę od pola.
— Patrzcie, dzik! — zawołał Szeląg.
Wszyscy obejrzeli się. Nauczyciel żartował, jasne — zaśmieli się, nawet Baśka się uśmiechnęła, tylko Miedza, nie.
— Dzik, dzik! — powtórzył. Puścił kelnerkę i wstał.
— Trzeba od tyłu zajść i do wody!
— Sekretarzu — powiedział Szeląg — to przecież świnia.
Śmieli się jeszcze, ale sekretarz nie słuchał. Zataczając się ruszył w stronę kamiennych schodków. Nauczyciel i Muszyna poszli za nim. Tylko Leluchowicz został. Na łódce i podczas obiadu przysuwał się do Zośki. Dziewczyna śmiała się i biła go po rękach, ale magister nie ustępował. Teraz, kiedy kelnerki wskoczyły na murek z piaskowca, żeby lepiej widzieć, stanął za Zośką i wsunął ręce pod spódnicę dziewczyny.
— Panie magistrze! — pisnęła Zośka. — Wszystko będzie u żony!
Świnia zauważyła mężczyzn i cofnęła się z powrotem w łubin. Dziewczyny z tarasu widziały jej czarny grzbiet między kwiatami.
— Okrążyć, okrążyć ją! — krzyczał Miedza. — W wodzie jej przywalimy!
Szeląg i Muszyna weszli w łubin. Nauczyciel podniósł suchą gałąź. Miedza obejrzał się.
— Józik, Józik! — Szedł zanurzony po pas w kwiatach. Trzymał rozłożone ręce. Szeląg młócił gałęzią, Muszyna pohukiwał. Podchodzili do świni z trzech stron.
Zwierzę, chrząkając, zaczęło cofać się w stronę łąki. Chciało przebiec na drugą stronę drucianej siatki rozpiętej od wody do pola (dalej był las), ale Szeląg zabiegł jej drogę. Chrząkając, z ryjem przy ziemi, po-
Strona:Kazimierz Orłoś - Cudowna melina.djvu/84
Ta strona została uwierzytelniona.