Strona:Kazimierz Orłoś - Cudowna melina.djvu/92

Ta strona została uwierzytelniona.

— Sprawa jest dla nas jasna, Groszek. Wzięliście pieniądze i dobrze wykonaliście wrogą robotę. Zakpiliście z państwowego święta!
Stary patrzył na bratki w ogródku.
— Wiemy o was wszystko, Groszek — mówił Gontarski. — I to, że ukradkiem posadziliście pięć morelowych drzewek na parceli przeznaczonej pod publiczny szalet. I to, że skargę napisaliście do najwyższych władz na inżyniera Targowskiego z prezydium. I to, że kupiliście nielegalnie dwa kubiki desek z tartaku w Miłkowicach. I nawet, że wnuka nie chcecie oddać do seminarium, choć żona na was naciska. — Tu porucznik Gontarski uśmiechnął się i dodał: — Słusznie, słusznie, Groszek, nie te czasy.
Stary patrzył w okno za plecami porucznika. Widział niebo nad ogródkiem, w którym żona majora hodowała kwiaty. Nie mówił nic. Gontarski kiwał głową.
— Poszliście na lep, Groszek! Poszliście na wrogi lep!
Wstał i przesunął pod biurko mały stolik z kąta. Leżał tam przygotowany długopis i kilka kartek podaniowego papieru.
— Piszcie, Groszek, piszcie — powiedział.
Stolarz nie zrozumiał. — Co? Co mam robić?
Porucznik nagle zdenerwował się. Uderzył dłonią w biurko: — Wy dobrze wiecie, co macie robić! Piszcie! Nie symulujcie! — I zasłonił się gazetą.
Stary pomyślał chwilę, potem napisał kilka zdań dużymi, koślawymi literami: „Oświadczam niniejszym, że jestem niewinny. Deski, jakie mi dostarczono, były nic niewarte. Prosiłem o trzecią klasę, a dostałem piątą i to same okorki. Kierownik Rybaczyński nie dostarczył ponadto kantówki, a wyżej wymienionych desek tylko dwa kubiki, gdy ja chciałem trzy. I w ogóle nie wiem, o co mnie tutaj oskarżają ani dlaczego grożą. Jeżeli donos złożyła niejaka Domara-