Strona:Kazimierz Orłoś - Cudowna melina.djvu/95

Ta strona została uwierzytelniona.

się, czy pokarm dawać rano i wieczorem, czy tylko rano. Stolarz, jakby zapomniał, dlaczego tu siedzi. Tłumaczył majorowi, ile trzeba sypać rozwielitki.
— Dwie szczypty, panie majorze. Najwyżej.
Nagle major zmienił się. Popatrzył na Groszka inaczej, jakby teraz dopiero go dostrzegł. Przestał się uśmiechać.
— Obywatelu Groszek — powiedział innym tonem — ciąży na was zarzut bardzo poważny. Zakłóciliście swoim podstępnym działaniem państwową uroczystość. Ulegliście podszeptom wrogich elementów, jakich u nas, niestety, nie brak.
Stary patrzył na majora zaskoczony. Szukał może tego uśmiechu, który znikł z okrągłej twarzy Popielaka, jak zdmuchnięty wiatrem.
— Panie majorze — powiedział — panie majorze... — I znów ręce zaczęły mu drżeć.
Pod oknem, z nogą założoną na nogę, siedział porucznik Gontarski. — Poszliście na lep, Groszek — dodał. I błysnął srebrnym zębem.

W południe Groszkowa modliła się w kościele. Był pusty o tej porze — dwie stare, jak ona, kobiety w czarnych chustkach klęczały na stopniach ołtarza. Widziała naokoło kolorowe plamy przeświecającego przez witraże słońca. Zapach starego drzewa i kamiennej posadzki.
Panie Boże — modliła się Groszkowa. — Ty wiesz, że on jest niewinny. Przecież naumyślnie tego nie zrobił, nawet desek porządnych mu nie dali ani kantówki. Jak miał robić, z czego? Panie Boże, ty słyszysz i widzisz wszystko. Pomóż temu staremu człowiekowi, on naprawdę nie chciał, nawet w głowie mu taka myśl nie zaświtała! On już tylko: stolarka, rybki, ogródek i ten wychodek, przeciw któremu protestuje,