Strona:Kazimierz Orłoś - Cudowna melina.djvu/99

Ta strona została uwierzytelniona.

się, czy otrzyma harmonię. Był to stary, wysłużony akordeon Weltmeister. Dlatego kosztował tanio.
Akurat wyszedł na balkon (mieszkał z żoną i dzieckiem przy rynku), żeby wypróbować instrument. Kiedy zaczął grać, mężczyźni spod budki podnieśli głowy.
— Józiu — zawołał znajomy traktorzysta — zagraj nam coś do płaczu!
Flacha trącił redaktora: — A gdybyśmy tak zatańczyli, Andrzejku? — Pociągnął Muszynę pod balkon. — Oberka, oberka! — krzyknął (Domaradzki grał tango dla traktorzysty).
Mężczyźni z butelkami podeszli bliżej. Domaradzki zobaczył kierownika Rybaczyńskiego, ukłonił się i zagrał skoczną melodię. Muszyna z kierownikiem zaczęli tańczyć. Nie szło im składnie z początku. Jeden ciągnął w jedną, drugi w drugą stronę. W końcu złapali rytm. Muszyna przytupywał i przyklękał, aparat przewieszony przez ramię podskakiwał do taktu.
Flacha pohukiwał: — Uha! Uha!
— Graj, Józiu, graj! — zachęcał Domaradzkiego traktorzysta.
Inni śmieli się i bili brawo. Kioskarka wyszła z budki. Na chodnikach stawali ludzie, żeby popatrzeć, jak Józek Domaradzki gra na balkonie, a na placu, pod domem, redaktor Muszyna i kierownik Rybaczyński, obaj pijani w sztok, tańczą oberka.

Do Turoniów przyszedł trochę później. Myszka przestraszyła się, kiedy otworzyła drzwi.
— Mąż zasnął, panie Andrzeju. — Zobaczyła, że Muszyna nie ma zamiaru odejść, i powiedziała: — Zaraz go obudzę. Proszę, proszę.
— Henryku, on jest nieprzytomny — szepnęła do męża.
Turoń zły, dopinając spodnie, wyszedł ze swego po-