Ta strona została uwierzytelniona.
Słyszę, jak owad u nóg w trawie szepce
i jak wre ogień w czarnem wnętrzu ziemi;
jak Czas po globach niezliczonych depce
i w tajemnicę zstępuje bezdenną,
którą na gwiazdach aniołowie niemi
dzierżą przykutą... Pod ciszą kamienną
granitów; słucham, patrzę... Już jaśnieje
księżyc nad lasem i srebrem go rosi —
tęsknota moja dźwiga się, podnosi,
na cały przestwór świata olbrzymieje...
Pusto... Gaj prószy liściami suchemi
i blask księżyca lśni na świerków korze — —
w taką noc rzekłeś przed wiekami Boże:
„Źle człowiekowi samemu na ziemi“.