Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Janosik król Tatr.pdf/169

Ta strona została skorygowana.

— Idź!...
Bafija się zwrócił i odchodzić począł, niknąc.
— Co gadał? — zapytał.
— To co i tobie — odparł Gadeja. — Przyszło w nocy wojsko, obstąpiło zamek, chłopi się bronili, bo ich znienacka nie zaszli, Sablik strzegł i warty poustawiał, ale mieli armaty, moc ich była, chłopi wzięli uciekać. A Bafija uciekał i tu zaleciał.
— Sablik zginął?
— Nie. Wywiódł chłopów.
— Moc zginęło?
Gadeja nic nie odpowiedział.
— Sablik się oprzytomnił wnet — rzekł Mateja — Uciekł i któryś za nim.
— Może połowa — rzekł Gadeja.
— Żebyś ty tam był... rzekł Mocarny.
— Chwała Bogu, co go nie było! — odparł Gadeja. — Boby był zginął i ani komu uciec nie dał.
— Nie byłbyś poradził nic — powiedział Mateja.
— Żołnierzy było ze dwa tysiące i armaty mieli.
— Tak i Bafija gadał — rzekł Gadeja —: chwała Bogu, co Janosika nie było! Boby był ludzi do ostatniego wytracił! Tam sie nie było co bić, tylko uciekać. Jeszcze niektórzy chłopi z pieniędzmi śmigli. Nejedna baba za swoim chłopem zapłacze. Jedni mieli czas, drudzy nie. Bafija nam tu wszystko opowiedział. Nie było cię długo.
— Prosto powiedzić: nie mają ludzie na ciebie kląć — rzekł Gadeja. — Każdy wie, coś dobrze ludziom zrobić chciał. A nie dało się, no toś ty nie Pan Bóg. Nie wróci się ich moc, prawda. No to zaraz wiedzieli, że nie na wesele idą. Nie prosił ich ta za Tatry w Luptów nikt pod bukietami, ba pod zbroją bić się.
— Musiało być tak, abo tak — rzekł Mocarny.