Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Janosik król Tatr.pdf/32

Ta strona została skorygowana.

Z coraz dalsza, z coraz dalsza słychać było jęczenie dalekonośnych trombit i zbyrkotanie spiżowych turlików i kłapacy.
— Idom — rzekł stary Topór, uczynił za pochodem ręką krzyż w powietrzu, schylił się, urwał garść trawy z pod nóg i rzucił w stronę lasu, szepcąc:
— Bóg daj! Bóg daj! Bóg daj! Dadźbóg, wielgomożny boże! Panie dobrego losu!

*

Wiodła droga jeszcze lasem kęs pod górę, a potem się z niej Sobek wziął na prawo, w perci.
Tam się owce poczęły wydłużać w nieskończony sznur, bo było wąsko, po boku się ledwie juhas pod smreczki przeciskał, albo też w stadzie pomiędzy owcami z psem szedł. Gęstwa była straszna, drzewo nigdy nie cięte, chraścią, smędlakami zarośnięte i zatrzepane. Tysiąc dwieście owiec wyciągnęło się w biały sznur, kozy w nim, a za niemi jedna za drugą szły krowy i woły wielkie rogi między gęstwiną przedzierały. Od turlika pierwszej owcy do kłapaca ostatniego wołu dźwięczał i dzwonił spiż na ogromnej śródleśnej, błędnej w zakręty przestrzeni.
Bystrzej i bystrzej pod górę, między stary, choć coraz niższy las, gdzie się już wszelkie inne drzewo traciło, a tylko smreki coraz wyłączniej zostawały, koło potoku, co z Czarnego Stawu szedł, podbijać się począł pochód ku wąwozowi poza Kopą Królową, ku Królowej Hali, od Maćka Króla, co tam pierwszy pasać zaczął, nazwanej. Aż sięgnięto kosodrzewiny i po kilku godzinach cienia leśnego ujrzano słońce i wierchy i ostry górski powiew przypłynął.
Naówczas taka radość owładła serce Sobka Topora z Hrubego, że zabrzęczał nabijaną ciupagą swoją nad głową i wzniósł głos:

Hej idom se owiecki tom stawiańskom pyrciom!