Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Janosik król Tatr.pdf/65

Ta strona została skorygowana.

ku najbliżej stojącym dragonom, pędem ruszył; napróżno kilkanaście strzelb chłopskich huknęło i kilkadziesiąt strzał furknęło przez powietrze. Ten i ów dragon zachwiał się i spadł z konia, ale palba ich i armaty, przez ćwiczonych artylerzystów Sieniawskiego kierowane, waliły chłopów, jak burza las. Rozbiegli się w ucieczce.
Sieniawski, rannych chłopów z placu ruszać zakazawszy, aby zażywa dognili, i dragonów na straży tego czynu kilku zostawiwszy, sam pod Czorsztyn, co pary w koniach kłusował, aby przybyć, nim go wezmą bez niego.

*

Z oczami w sufit wlepionemi, uwięziony w komnacie Platemberga, leżał Kostka na łożu drugą już godzinę z rzędu.
Wtem otwarto drzwi przedpokoju i kilku ludzi weszło; zastali podwoje do sypialnej komnaty Platemberga zamknięte i zapukali silnie.
— Kto? — zapytał Kostka.
— My.
Poznał głos Maćka Nowobilskiego.
— Łotry, tchórze i zdrajcy!? — krzyknął.
— Niech pan odeprze. Potem będziemy gadać.
Kostka porwał się i klucz w zamku przekręcił.
Weszli obaj Nowobilscy, Kuros i trzech innych chłopów.
— Daliście zamek!
Potężni chłopi przeciw niskiego Kostki zmieszali się, aż Kuros zuchwale rzekł:
— Kupiliśmy życie i wolność za wasze głowy.
— Za czyje?
— Za waszą i Łętowskiego.
Rozśmiał się wówczas Kostka. Rozśmiał się szeroko. I śmiał się długo, długo, serdecznie. A potem ręce naprzód wyciągnął i rzekł:
— Wiążcie mnie!