Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Maryna z Hrubego.djvu/101

Ta strona została uwierzytelniona.

palali, jako właśnie czyniły szlacheckie zaciągi, tak, iż przemarsze ich do napadów tatarskich porównywano, a miejscami srogie bójki wynikały, gdzie szlachta grabiła i bez miłosierdzia odzierała chłopów i mieszczan, ci zrozpaczeni wściekle szlachtę mordowali, za co znów bez miłosierdzia karani byli, aż w końcu zgliszcza, ruinę, nędzę, rany i śmierć chłopom i mieszczanom za sobą wraz z trupami z obojej strony zostawiano.
Chłopi też na gwałt wiece zwoływać i gałęziami zielonemi chałupy maić jęli.
Nie wszystkim jasnem było, o co chodzi i co być ma, ale wszyscy zrozumieli, że się od złego zabezpieczyć można. Wsie jak gaje istne wyglądały.
Przez takie też zielone wsie Kostka na krótki czas Nowy Targ opuściwszy, do Tyńca krakowskim gościńcem na wózku podstarościego Zdanowskiego pędził.
A był to piękny pogodny dzień wiosenny, kiedy ksiądz opat Pstrokoński z murów klasztoru Tynieckiego z wysoka na Wisłę, łany i wsie wiślane patrząc, Kostki mówiącego słuchał.
Ten zaś wołał w gorączkowem uniesieniu:
— Ojcze! Nędznym człekiem, zbrodnią, zemstą pędzony między chłopstwo padłem, a dziś, gdym jako Tomasz w rany Chrystusa, w rany ich palce wetknął, siebiem zapomniał, ich mścić, ich zbawić chcę! I nie straszne mi nic, czyli