Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Maryna z Hrubego.djvu/104

Ta strona została uwierzytelniona.

— Więc czego ty chcesz? — spytał biskup po chwili.
— Hasła z Krakowa, dzwonu Zygmunta, krzyża z katedry wawelskiej, polskiego biskupa, który chłopom w kłos pszenicy, w różdżkę dębu, w wiązkę trawy łącznej krzyż owity ukazawszy, powie głosem ogromnym: in hoc signo vinces! W tym znaku zwyciężysz!
Biskup Pstrokoński niżej głowę spuścił, tak, iż długa mu czarna broda po habicie spłynęła.
— Ojcze! Wstań! Weź krzyż! Pastorałem nową Polskę zbudź! Lud nie wierzy w Boga, on wierzy w was! Chłopu polskiemu księdza trza! Ojcze! Wstań! Z zakonnikami swymi z tych murów wyjdź! Patrz! Wiosna się kwieci — rozkwitnie świat! Porwiemy za sobą klasztory, proboszczów wsiowych, młodszy kler! Stworzymy na starej ziemi nowy kraj, nową Polskę, której królem ja, papieżem polskim będziesz ty!
Ksiądz Pstrokoński porwał się.
— Samozwańcy?!
— Jam króla Władysława Czwartego syn!
— Jam biskup katolicki, opat tyniecki, sługa Rzymu!
— Ojcze!
Biskup Pstrokoński odwrócił głowę i szlochaniem wybuchnął.
— Ojcze! — krzyczał Kostka.
— Nie! — odparł opat i twarz w dłonie ukrywszy, łkał z wielkiem piersi wstrząsaniem