Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Maryna z Hrubego.djvu/118

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ej jo hań nie ide, bo sie boje, byk sie nie zadowiła[1] — odpowiedziała Pokuszczanka.
— Best! — rozśmiała się Józkowa Nowobilska. — Dyabłów zjadło z dziéwkom!
— Pocoście, panie starosto, przyjehali? — zapytała Maćkowa godnie.
— Zamek brać! — odparł Jordan z dołu.
— Zomek u mnie gotowy, ino nie wiem, cy kluc nie dyabli potę! — zawołała Pokusówna.
Huknął śmiechem trębacz Szeluga, który mundsztukiem trąby zęby zaciskał, buchnęły śmiechem baby na murze, a Józkowa zawołała:
— Siejdze[2] pokuso zatracona! Cy cie miliońscy dziś?
Pan Jordan zaś cały spłoniony, porwany pasyą, ryknął:
— Psie baby sobacze! Łyka z was drzeć każę!
— A skądze pon zacnom? — zapytała Pokusówna.
— Zkąd, ty małpo wszeteczna?! — wrzasnął pan starosta. — Ztamtąd! — I obróciwszy się w siodle, zaryczał bawolim głosem:

— Bywaj!

  1. zadławiła.
  2. siedźże.