Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Maryna z Hrubego.djvu/119

Ta strona została uwierzytelniona.

Wnet z przylasku poczęli się wysuwać dragoni biskupa Gębickiego i szlachta wolentaryusze.
— Ztąd! — powtórzył pan Jordan w furyi.
Stropiła się Józkowa Nowobilska, poznała, że niepeć (nie byle co) i rzekła do Maćkowej:
— Stosecnyk dyabłów zjadło aj zjadło — zołmirze.
Ale Maćkowa nie straciła godnego rezonu; wiedziała ona, że tysiące chłopów pod Czorsztyn nadciągnąć mają i krzyknęła z góry zuchwale:
— Panie starosto! Cobyś nie wloz, jak koński mihał, ka ci nie trza!
— Czekaj ty wiedźmo stara! — ryknął pan Jordan i zdarłszy konia z trębaczem za sobą, zawrócił ku swoim.
Długo sapał, nim się wysapał, a gdy za radą porucznika dragonów i pana Gozdawy Mieszkowskiego wymowny pan Skoraczyński i ksiądz z Maniów, za wojskiem przybyły, z samym Kostką już mówiący i obiecujący mu zupełną swobodę, gdyby zamek dobrowolnie oddał, nic nie wskórali: do szturmu uderzyć kazał.
Aliści kilkakrotne zapędy dragonów pod mury i usiłowane podpalenie bramy nie powiodły się; w zamku było nieco broni, chłopi też mieli swoją, w dodatku obecny pleban z Maniów ducha oblegającym odbierał, nieustannie powtarzając i wołając: Śpieszmy się! Śpieszmy się! Obawiał