Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Maryna z Hrubego.djvu/133

Ta strona została uwierzytelniona.

— My tu nasom śmierzciom światu nie zbawiemé...
— Ani nikogo...
— Moze ta pon Kostka i dobrze kcieli...
— Abo i marsiałek Łętowski...
— Ale kie sie nieda, to sie nieda...
— A coz komu s naskiej haw śmierzci przydzie? Nic.
— Abo z męki?
— Ma się odmienić, to sie odmieni, a nié, to nié.
— Ale bez ten zomek sie nie odmieni.
— O bo wiera nié!
— Wto dowodzi — nieg radzi. Ginąć sie nikomu niefce.
— Zej ba! Héba by głowy nimiał!
W tej chwili we drzwiach piwnicy okazały, z siwą brodą, Łętowski stanął.
— Hłopy! — krzyknął. — Hań na murak ino pięci zdrowyk, a wy tu?!
— Tu — odpowiedzieli ponuro.
— Coz radzicie?
Chwilę milczeli, a potem Józek Nowobilski rzekł:
— Ginąć darmo sie nikomu nie kce.
Zrozumiał Łętowski i zbladł.
— No to co fcecie? — zapytał cicho.
— Kaz som jest pułkownik? — ozwał się wymijająco Maciek Nowobilski.
— Poseł rane zawiązać.