Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Maryna z Hrubego.djvu/134

Ta strona została uwierzytelniona.

Nastało milczenie. Wtem zagrzmiało i z muru za plecami Łętowskiego gruz się od uderzenia kuli działowej posypał.
— Sami widzicie — rzekł Józek Nowobilski.
— Nas jest zdrowyk mało co wysy dziesieńci, a hańtyk jest tysiące.
Nagle porwał się Szczepan Kuros z nizkiego stołka.
— Co haw długo ukwalować?! — krzyknął. — Zomek trza oddać i jest!
Na to chłopi czekali.
— Zomek trza oddać! Słuśnie gadze! — zawołali, zrywając się z miejsc dwaj Nowobilscy, Kułach i trzej towarzysze.
— Hłopi! Bójcie sie Boga! — krzyknął Łętowski. — I zomek oddać i pod nóz iść! To lepi zginąć w murak!
— Jo juz wiem, jako zrobić — zawołał Maciek Nowobilski. — Mnie nie trza ucyć. Jo przy wojsku bywał.
I porwał się biec.
— Kaz lecis? — zatrzymał go Łętowski we drzwiach.
— Na mur! Zomek dać!
— Przez pana pułkownika niewolno!
— Pytaj sie go som!
— Nie pudzies!
— Pude!
— Marsiałku, puście nas! — krzyknęli chłopi