Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Maryna z Hrubego.djvu/136

Ta strona została uwierzytelniona.

rzyn za kołnierz i rozkazał mu pisać warunki poddania zamku i wolności.
Armaty ucichły.
Kostki chłopi nie szukali. Nie chcieli mu spojrzeć w oczy. Wiedzieli od Maryny, że spał.
Wtenczas Maryna weszła do komnaty i ujrzała Kostkę na łożu Platemberga nad chęć snem zmorzonego.
Wstrząsnęła go za ramię.
Zerwał zię: Co?! Sobek z Toporami?
— Nié — odpowiedziała Maryna — Hłopi zomek oddali.
— Jakto?! Co?! — krzyknął Kostka skacząc na równe nogi.
— Jako wam mówiem. Skoda was.
— Kto oddał?! Gdzie Łętowski? Ustrzelon?
— Nié, zaparty do piwnice.
— Prawdę mówisz?
— Prowde.
Kostka opadł na łoże.
— Słuchajcie, jak nie wierzycie — rzekła Maryna. — Armaty ciho stojom.
Kostka poczekał chwilę.
— Prawda — rzekł.
— Skoda was — powtórzyła Maryna.
Strasznem wydało się Kostce milczenie oblężniczych armat.
— Jak śmierć — rzekł jakby do siebie.
Nagle porwał go gniew, wściekłość, tupnął nogą, cisnął przez zęby przekleństwo, porwał