Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Maryna z Hrubego.djvu/137

Ta strona została uwierzytelniona.

się biec... bronić się jeszcze godzinę, jeszcze dwie... pomoc nadejdzie!
Skoczył w drzwi, chciał wypaść na podwórzec zamkowy — ciężkie drzwi dębowe, na schody wiodące, znalazł zamknięte od zewnątrz.
Snadź czemś zaparte. Skręcił ku oknu, ale z okien apartamentu Platemberga nie było widać podwórza, tylko w dali Tatry, a przed niemi okolicę podgórza. U dołu był wysoki stok skały zamkowej. Niepodobna się było wydostać.
— Zamknęły mnie psiewiary! — krzyknął stając bezradnie.
— Zamkneni — rzekła Maryna. I po raz trzeci dodała:
— Skoda was.
W mgnieniu oka, jak tonącemu przesunęło mu się przed myślą wszystko, sfałszowane listy królewskie, werbunek i buntowanie chłopów, uniwersał Chmielnickiego, uniwersał jego własny przed dwoma dniami wydany, zajęcie zamku — jawna zdrada i rewolucya... czekać go mogła tylko śmierć.
Siadł na łóżku i głowę na rękach na stolę wsparł.
— Zal wom młodego zycia? — zapytała Maryna.
Kostka milczał.
Nagle coś zahuczało.