Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Maryna z Hrubego.djvu/138

Ta strona została uwierzytelniona.

— Strzelili! — krzyknął radośnie, dźwigając głowę.
— Nie — to mur kajsi kulami zdziurawiony gruchnon.
Kostka naprężył uwagę — cicho było.
— Zal wom zycia — powtórzyła Maryna.
Naówczas Kostka podniósł oczy, popatrzył na nią i począł mówić powoli:
— Hej, Maryś...
Hej Maryś! Słońce się nademną wzniosło, jak nad młodym dębem, królem drzew, i koronę mi uzłociło... za cóż tak rychło, tak zaraz chmury miały zejść, piorun się nademną miał zakołysać?... Wywyższon chciałem być — ale nie jeno własnej chwały — ludzkiegom szczęścia pragnął...
Wieki miną nim się to pełnić pocznie, co się za moją sprawą, co się przezemnie pełnić miało... Królem chłopów, królem małych chciałem być, jako on król Kazimierz Wielki...
— Królem jeście kcieli być? — zapytała zdumiona Maryna.
Ale Kostka nie wytłómaczył jej, tylko mówił dalej:
— Wieki miną... Chłopi sami, rękoma własnemi, nóż pęta na ich szyi przecinający w odmęt morski rzucają. Czemu mnie opuścili, czemu nie przyszli? Oh! Czemuż biskup Pstrokoński, opat tyniecki, Rzymu się bał? Któż pierwszy