Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Maryna z Hrubego.djvu/147

Ta strona została uwierzytelniona.

sami górole hoćby ta i Klisce i Zagórzanie na jaki dwór śli! Moze byk ta i poseł. Z podkówcorzami kieby sie mi dało zejść, to héba poto, co byk ś nik kope w polu ustawieł, jak ze snopków owsianyk.
— O całom Polskom idzie — rzekł Marduła. — Tak mi Sobek pedzieć kazał.
— Je jakaz to ta Polska? I ka? Tu, bo my Polocy, a za granicom Orawcy i Luptocy, a pote Madziary. A ku Krakowu nie Polsko, ino Lafy. Ze coz mi ta po hańtyk hłopak? Nieg im ta i za pazdury drzyzgi wbijajom. Mnie to jedność.
— Król spólny...
— Pon Bóg jesce spólniejsy, taki twój jak i miemiecki. A bees to Miemca broniéł? Jesce byś bestyjom w rzyć kopnon, jakby go maścili, kiebyś ino pięte wraził!
Na taki argument zwiesili Marduła i Krzyś głowy w zakłopotaniu.
— Powidźcie Sobkowi tak — dodał Nędza — jo hań w doliny nie pude, bobyk się wodom struł i pod nos by mi dólskie powietrze śmierdziało. Ba jakby haw wto do nas z góralami ze skalnemi wojne fciał robić, to jo mu zastompiem. Wtedej nieg odkoze po mnie. A i to. Jest hań nizy tys zbójnicy godni, Cepiec, Sawka. Nieg robiom, co uwazujom. A mnieby nie rzec było hań im zbójecki honór odbiérać iść. Stary Sablik pado, ze niedźwiedź z pod Krziwania nie pudzie niedźwiedziom pod Osobitom, lebo