Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Maryna z Hrubego.djvu/149

Ta strona została uwierzytelniona.

Każdy dar wręczając Janosik Nędza, co trzeba było o nim, powiedział. Złotem suł ze szczodrych białych rąk, co nigdy nic twardo nie robowały.
A matka jego, dumna gaździna na stu krowach, dla Maryny sztukę ślicznego płótna, w domu uprzędzionego dodała. Z zadowoleniem na tę moc swego rodu i podziw przybyłych patrzał, stojąc w progu, stary Nędza Litmanowski, Janosików ojciec, pan czterechset owiec i polan niezmiernych. I na skinienie jego celadnicek dzbanek gorzałki wyniósł, którą uraczyli się wszyscy do sytości.
— Hej — mówił Krzyś, chwiejąc się nieco na krótkich, poderwanych w kolanach nogach — hej, wiés, powiem ci: majontek!
— Majontek — powtórzył, usiłując się utrzymać w równowadze Marduła. I obaj jedną myślą przejęci zawiedli na gęsty las, którym szli ku Zakopanemu:

E dy se Janosik, twoje biłe ruce...

Sobek niepomyślną odpowiedź Janosika Nędzy otrzymawszy, nie czekał, ale ruszyć do Czorsztyna postanowił. Jednak nie wprost, jak było najbliżej, na prawo w stronę Pienin, lecz w dół nad dunajeckie koryto, wsiami większemi, bo się spodziewał po drodze ludzi zagarnąć.