Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Maryna z Hrubego.djvu/153

Ta strona została uwierzytelniona.

— W piwnicy je — zaparty. — Zaros go wywiedziemé.
— Przyjaciele — rzekł Kostka łagodnie — we mnie i w nim zabijacie sami siebie.
— Kieby odsiec béła nadciągła, kieby hoć Sobek z Hrubego béł nadeseł — lepsi co dwie głowy spadnom, jak coby my sytka mieli być o głowe krótsi — uniewinniał rzecz Józek Nowobilski.
— Mieli my ostawiać baby, dzieci sieroty? — mówił Bagancarz.
— Łętowski stary, wyście nie zeniaci — zauważył Kułach.
— Wyście nas zréstom na to prziwiedli — ozwał się Kuros. — Za wasom sprawom my tu prziśli, za wasym oskozem w zamku sie bronili. Obiecowaliście dziesienć tysięcy hłopów — kaz som jest?
— Kieby béli prziśli...
— Sami powiédźcie, panie, co my mieli robić? — rzekł Maciek Nowobilski. — Dwa dni my sie bili, jak lwy, jageście to sami nie roz i nie dwa razyj do nas rzekli. Syćko Złybóg bozek przeklon! Nie stanie sie nic. Ginońć — o co, ale o nic?
— Haj, haj! — przytwierdzili chłopi.
Otwarli Nowobilscy drzwi od piwnicy i wyszedł z niej Łętowski. Z lękiem spojrzał nań Kostka, ale chłop był spokojny. Nie rzucił mu ani jednego spojrzenia wyrzutu, czy żalu.