Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Maryna z Hrubego.djvu/155

Ta strona została uwierzytelniona.

To Jozue Zbarazki przestał się bać Kostki i chłopów. A to tem więcej, że w tej chwili przez otwartą bramę zamku wjeżdżał na siwym dzianecie pułkownik Jarocki, a obok na rosłym, złotogniadym, tureckim bojowym bachmacie, w bok buławką pozłacaną wsparty, wojewodzic Hieronim Sieniawski. Za nimi dragoni. Wpadli też i chłopi czorsztyńscy i zaraz widząc zmianę fortuny, przypodobać się wojsku chcieli i Kostkę jęli szarpać za długie włosy i pomstować mu. Przerażony jęknął rozpaczliwie, lecz Jarocki dragonom chłopów precz odpędzić kazał.
Wtedy Sieniawski podjechał bliżej i krzyknął drwiąco:
— Tuśmy się spotkali, panie Kostka?!
Ale w ten raz wzrok jego padł na twarz Maryny.
— Wszelki duch Pana Boga chwali! — krzyknął żegnając się przez czoło, lewe ramię i pierś złoconą buławą. — Maryna?! Ty tu co robisz?!
Zacisnęło się Marynie gardło. W zdumieniu, w zasłupieniu poznała Sieniawskiego.
Wojewodzic nic sobie z Jarockiego, z oficerów i z obecnej szlachty nie robił — był pan, a oni wszyscy do strzemion mu się ledwie, by sobie jego pańskie łaski zaskarbić, nie gięli; nic sobie też nie robił ze sprawy wzięcia w taki sposób Czorsztyna.