Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Maryna z Hrubego.djvu/156

Ta strona została uwierzytelniona.

Pchnął konia i blizko ku Marynie podjechał.
— Maryna, ty tu, przy tym drabie?! — rzekł surowo, wskazując buławką Kostkę, którego już wraz z Łętowskim dragoni Jarockiego otoczyli.
Maryna milczała. Żal, ból, oburzenie, gniew mowę jej odejmowały.
— Ty przy tym psie?! — powtórzył.
Marynie głos wrócił. Wyprostowała się i rzuciła Sieniawskiemu prosto w twarz, co jej do myśli przyszło.
— To, coś ty bez dwa roki odemnie ani upytać, ani za złoto kupić nie zdolał, to on odemnie przed godzinom dobrowolnie dostał! Teroz wiés?!
Zapłynął krwią Sieniawski na twarzy, aż się purpurowy stał, a wszyscy nań oczy skierowali ciekawe. Słowa mu brakło. Nagle buławkę złoconą wzniósł i z konia w głowę Marynę trzasnął. Błuznęła krew, a Maryna, krzyknąwszy: Jezus Maryjo! — z rozkrzyżowanemi rękami w tył padła. Potem wbił w boki bachmata złote ostrogi i zdarł go cuglami, że się wspięty na zadnich kopytach skręcił i skinąwszy buławką przed siebie, między swoich konia wparł i poleciał ku bramie, jak opętany. Runęli za nim jego kawalerzyści.
Ruch się zrobił koło Maryny. Podjęły ją z ziemi Nowobilskie z Hanką. Maćkowa jej do serca