Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Maryna z Hrubego.djvu/157

Ta strona została uwierzytelniona.

dłoń przyłożyła, a widząc, że żyje, zaniosły ją ku studni i trzeźwić zaczęły.
Wojsko zrabowało zamek do cna, poczem Jarocki zostawiwszy w nim załogą piechotę biskupią z armatami, Kostkę i Łętowskiego na luźne konie wsadziwszy, co tchu, w obawie przed mogącą nadciągnąć od Czarnego Dunajca, lub Babiej Góry czernią, ku Nowemu Targowi z dragonami ruszył.
A nim ruszyli, Maciek Nowobilski szepnął Kostce w ucho:
— Patrz ku Tatrom!...
Zali miała to być zapowiedź i nadzieja odbicia?
Pułkownik Jarocki, w starszym już wieku, żołnierz ale nie siepacz i człek na ogół miłosierny, »bacząc na młode lata swego jeńca i szanując jego odwagę«, obchodził się z nim po ludzku.
W Nowym Targu w tejże samej karczmie przy rynku Icka Hammerschlaga popasali, a pułkownik Kostkę do swego stołu zaprosił. Siadł Kostka i postawiony przed sobą miód pić począł.
Muzykowie z Podhala, którzy właśnie na dwóch weselach w Nowym Targu grali i jeszcze nie wrócili, w drugiej izbie karczmy rzępolili furmanom, co z Wieliczki sól przywieźli.
— A co, panie pułkowniku — rzekł Kostka — gdybyśmy tych skrzypaków przywołać kazali?