Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Maryna z Hrubego.djvu/164

Ta strona została uwierzytelniona.

opat w razie potrzeby schronienie obiecać Kostce, mógł mu i pieniędzy dostarczyć... Kto wie, co on tam, chodząc po swoim tynieckim ogrodzie za murami, mógł myśleć...
Chciwy bez granic, łakomy i nigdy nie syty biskup, człek świeckiego umysłu i kształtu życia, który w pod bokiem mu siedzącym opacie i zaprzeczenie siebie, jako księdza, i wzór cnót duchownych rażący miał: zatarł ręce. Gdyby się okazało, że benedyktyni, wśród których większa połowa cudzoziemców była, w intrygę jaką się wdali: udałoby się klasztor znieść, zakonników wygnać, opata pod sąd oddać, dobra tynieckie w biskupi krakowski majątek wcielić...
Kostka wyznać prawdę i wyjawić wszystko musiał. Postanowiono przeprowadzić z uwięzionymi śledztwo na mękach.
Ze zamkowego okna szlacheckiej turmy pozierał Kostka nad Wisłę w stronę Tyńca. Było rano, świt. Ślicznie wschodziło ogromne słońce, złocąc niebo odrazu zuchwałym blaskiem. Na Wiśle zazieleniła się i zasrebrzyła fala.
Jak okiem sięgnąć, zboża i łąki, pełne kwiecia białego sady, ogrody kwitnące i naokoło puszcze. Góra Świętej Bronisławy zielona, białe dwie wieże kościoła kamedułów bielańskich z czarnemi dachami, jakby pochylone nad Wisłą. Szeroka, zielona przestrzeń miejskich błoń, na które już stada miejskie, ze Zwierzyńca, z Półwsia Zwierzynieckiego, z Woli, z Czarnej